13-ty
a do tego piątek….i co teraz? Wychodzić w ogóle z domu czy przeczekać ten dzień
ukrywając się pod kocem. Niech już minie. Ale jak mówią to i w drewnianym
kościele na głowę cegła spadnie, więc co? w domu pech też mnie dopadnie. Hmm co
tu robić, poddać się mu? Wierzyć w
niego? A może wyjść mu naprzeciw. Mówi się też, że jak będzie człowiek myślał o
czymś złym to na siebie coś złego ściągnie. Całe swoje świadome życie pamiętam
słowa mojego taty, który powtarza mi, że dla niego 13-ty to szczęśliwy dzień, a
piątek to już do kwadratu. Zawsze powtarzał mi, że nie można wierzyć w zabobony
i że jemu nic złego się nigdy w ten dzień nie dzieje i to tylko jakiś wymysł.
Ale wróćmy do korzeni. Podobno
„tradycje tego pechowego dnia sięgają już czasów przedchrześcijańskich. Liczba
trzynaście występuje zaraz po dwunastce, która symbolizowała szczęście, a jak
wiadomo - po szczęściu zawsze spotyka nas pech.”
W Wikipedii czytam (ale i
tylko), ze „Istnieje
nieuzasadniony pogląd, że feralność tej daty bierze początek od faktu, że w ten
dzień (13
października 1307) aresztowano Templariuszy, kłamliwie oskarżonych przez króla Francji Filipa IV m.in. o herezję, sodomię i
bałwochwalstwo (w rzeczywistości był on u nich ogromnie zadłużony i chciał się
pozbyć wierzycieli). Według tej hipotezy Ostatni Wielki Mistrz Zakonu, Jacques de Molay, tuż przed spłonięciem na stosie
przeklął Filipa IV i papieża Klemensa
V, a rok później obaj
nie żyli. Przekonanie o pechowości tej daty pojawiło się dopiero na początku XX
w.”
I co z tego, że ktoś
kiedyś miła w piątek 13-tego pecha zbieg okoliczności, który w świadomość ludzi
zakorzenił się tak mocno, że choć cywilizowani dalej wierzą … no właśnie w co?
w siły nadprzyrodzone?
Ja bardzo długo żyłam z przekonaniem
jakie wpajał mi tata, że nie ma się czego bać, że to zwykły dzień. Choć czasem
łapałam się na tym, że „szlam za tłumem” i pojawiła się wątpliwość, że może jednak
to pechowy dzień, przecież tyle osób w to wierzy. Jednak jak prawdziwa córeczka
tatusia wracałam szybko do wpojonego poglądu. Ale im jestem starsza tym
częściej się nad tym zastanawiam. Czy coś
się za tym nie kryje, czy pech 13-tego w piątek mnie dopadnie. Ostatni
13-ty nie wypadał w piątek i jak wracam do niego pamięcią to nic złego tego
dnia się nie stało, ale powiedziałam wtedy, i pamiętam te słowa jakby to było
wczoraj, do koleżanek, że wszystko musi się ułożyć trzeba tylko przeczekać i
nie ułożyło się, ale bardziej zagmatwało. Zapewne nie był to jedyny dzień kiedy
wypowiedziałam te słowa, ale to on zapadł mi w pamięci, może właśnie dla tego
że był to 13-ty. Do dziś to wspominamy,
i choć się do tego nie przyznaje to nie patrzę już na piątek 13-tego jak
kiedyś. I niby wiele takich 13-tych było i niby wiele takich piątków, w których
nic się nie stało (a przynajmniej tego nie pamiętam) , ale ten był na pewno
pamiętny, nie że zły czy tragiczny….. ale pamiętny. Chyba pierwszy raz w życiu
tak świadomie oczekuje tego dnia, może nie co złego się wydarzy, bo nie
wywołujmy wilka z lasu, ale co się stanie
w ogóle lub co się zmieni. Co się zmieni
tak, co wpłynie na mój następny „dzień”. Choć jedno jest dobre nie boje się
tego dnia, nie sprawia on, że chciałabym schować się pod kamień i przeczekać,
ale mogłabym już go mieć za sobą i mieć tą wiedze co jest po nim. Mam tylko
nadzieje, że wróci mój, a raczej mojego taty, nie zmienialny pogląd o zwykłym
piątku 13-stego. A ten dzień będę znowu kojarzyła tylko z kultowym horrorem z
młodości „Piątek 13-tego”. To ciekawe jak jeden „głupi
traf” potrafi zachwiać tak długo wpajany przez tatę pogląd. Nigdy go o to nie
zapytałam, ale ciekawa jestem czy od zawsze miał takie zdanie na temat tego
dnia czy wypracował go sobie przez lata, a może ten pogląd zrodził się ze
zwykłej przekory i chęć obrócenia piątek 13-tego w szczęśliwy dzień, jak to
mówi Skipper z pingwinów z Madagaskaru
Dzień Idealny.
To na szczęście, chwyćcie za
guzik…kolejny przesad, ale ten jest pozytywny :)
Ell
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz