Słowo stres, jakże
powszechne i doskonale znane każdemu człowiekowi na świecie. Towarzyszy nam
niemal cały czas, jest jak duch krążący wokół.
Niczym Boogeyman z szafy, ten wyskakuje w najmniej odpowiednim momencie,
zwykle kiedy musimy coś załatwić, coś zrobić czy z kimś się spotkać. Cóż to
zatem jest za zmora, która trapi ludzi na całym globie, bez znaczenia na wiek,
wykształcenie, pochodzenie, poglądy, zasobność portfela itp.
Generalnie rzecz ujmując,
niewielki stres nie powinien być, aż taki straszny,
jak go malują. Jest potężnym
zastrzykiem adrenaliny, mobilizującej do natychmiastowego działania, czy
zmienienia czegoś w życiu. Problem pojawia się natomiast,
wówczas gdy stan stresu utrzymuje się stosunkowo długo i przyjmuje formę chroniczną.
Jak podają różne słowniki i encyklopedie, stres jest stanem wzmożonego napięcia
organizmu, spowodowanym oddziaływaniem szkodliwych bodźców fizycznych i
psychicznych, wywołujących mobilizację sił lub prowadzących do zaburzeń organicznych,
psychosomatycznych i różnych chorób (przy dłuższym oddziaływaniu). W czasie
stresu blokowane zostają połączenia nerwowe z korą mózgu, dlatego też wpadamy w
panikę, odczuwamy lęk, fobię, pocimy się, drżą nam dłonie, nie umiemy skupić
myśli czy skleić zdania. Ludzie żyjąc w stresie sięgają po różne formy jego
rozładowania. Podobnie jak moja koleżanka, jedni zaczynają na przykład palić.
Inni szukają złudnego ukojenia w alkoholu czy w rozmaitych używkach. Piją
wzmożone ilości kawy (która wypłukuje magnez), zagryzają stres słodyczami, sięgają po antydepresanty czy obgryzają paznokcie (co niestety mi często się
zdarza). Stres jest przyczyną bezsenności, chudnięcia, tycia, zawałów serca,
depresji a nawet zaburzeń psychicznych. U nas kobiet, częściej stresujących się
niż faceci, z powodu naszej bardziej emocjonalnej natury, stres przyspiesza
procesy starzenia się, wpływa niekorzystnie na cerę i ogólny wygląd, nie bez
przyczyny bowiem znane każdej z nas jest powiedzenie...”nie martw się, bo osiwiejesz”.
Niestety stres był, jest i
będzie naszym towarzyszem przez resztę życia. Żyjemy w społeczeństwie i nie ma
możliwości, by się przed nim uchronić. Uciec, ale dokąd? Na bezludną wyspę?
Myślę, że i tam nie byli byśmy wolni od stresu. Na pewno znalazłoby się, zaraz
szereg powodów do stresowania się, takich jak brak pożywienia, problem ze
spaniem, strach przed chorobami, samotność, strach przed pojawieniem się
dzikich zwierząt czy spotkaniem tubylców-kanibali z maczugami;) Zatem skoro
musimy żyć z tym demonem, najlogiczniejszym rowiązaniem jest po prostu
akceptacja i oswojenie wroga. Musimy nauczyć się kontrolować nasz stres,
przewidywać, kiedy nas dopadnie i nie dopuścić, aby przejął nad nami kontrolę i
zniszczył nam życie. Sęk w tym, jak tego dokonać? Nie jesteśmy przecież opanowanymi
do granic możliwości i mało narażonymi na stres buddyjskimi mnichami, którzy
bez problemu potrafią przenosić sie w stadium nirwany. Oczywiście warto
medytować, by lepiej poznać samego siebie i swoje słabości. Ale nie każdy z nas
ma na to ochotę, bo przecież nie musi jej mieć.
Każdy z nas ma swoje
własne demony stresotwórcze (praca, wystąpienia publiczne, nieśmiałość, brak
wiary w siebie, czarnowidztwo, strach przed porażką, nadmierna odpowiedzialność
itp.). Ważne jest, aby znaleźć indywidualne antidotum na stres i zacząć z
niego korzystać. Jednym
z zasadniczych czynników niwelująch stres i pozwalających na odzyskanie kontroli nad ciałem i umysłem
jest oddech. W alarmującej sytuacji warto zatrzymać się na chwilę, zamknąć
oczy, wziąć głęboki oddech i powoli wypuścić powietrze. Czynność powtórzyć, co
najmniej 5 razy. Pozwala to nam uspokoić się, wyciszyć kołaczące serce. Chwila
oderwania od świata wokół i trudnej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy spowoduję,
iż napięcie odpłynie niczym oddalająca się od nas fala Tsunami. Pozbieramy
myśli i spojrzymy na problem ze spokojem. Odzyskamy siebie i wewnętrzną
równowagę. Wiem, że się wymądrzam, ale z racji na to, iż często dopada mnie
stres, to waśnie ćwiczenie oddechu pomaga mi w krytycznych momentach. Kolejnym
sposobem na stres są dla mnie muzyka, taniec, aromatyczna kąpiel, rajd po
Galerii Handlowej czy spotkanie z koleżanką. Ze stresem doskonale poradzi sobie
ruch na świeżym powietrzu i sport. Bieg, jazda na rowerze, rolki, narty, kilka
długości basenu czy zwyczajny spacer pozwalają zapomnieć o problemach. Ruch
wyzwala w nas wydzielanie endorfin, hormonów szczęścia. Dzięki nim czujemy się
znakomicie. Warto podkreślić, iż te magiczne substancje wydzielają się, także
podczas śmiechu i seksu. Dlatego warto wprowadzać ich spore ilości do naszego
życia codziennego:) Niezastąpione działanie odrestaurowując ma również zbawienna
moc masażu i akupresura (np. uciskanie punktu pomiędzy brwiami czy ściśnięcie
pierwszego stawu małego palca). W walce ze stresem pomaga także zwierzak......a
dokładnie pies, którego obecność wpływa na ludzi relaksująco. Jak widać,
możliwości w walce ze stresem jest wiele. Wystarczy tylko znaleźć rozwiązanie
najbardziej nam odpowiadające.
Relaksacja jest umiejętnością, której musimy się jednak
nauczyć sami. Zatem, bez znaczenia, czy będą to techniki wysublimowane,
aromaterapia, wspinanie się na skałki, jazda konna, film, książka, ulubiona
piosenka, pisanie bloga, malowanie martwej natury, patrzenie się w płomień ognia przed kominkiem, czy też zwyczajne śmiech w każdej, z możliwych postaci ważne, by regularnie je
ćwiczyć. Biorąc za przykład filmowego Rocky’ego Balboę, który trenował do
utraty tchu a następnie wychodził na ring i pokonywał przeciwnika, tak i my
trenujmy nasze sposoby w walce ze stresem. Kiedy się pojawi znokautujmy go, „bo nie taki diabeł straszny jak go piszą”.
Powiedzmy sobie „hello, no stress” i stawmy czoła rzeczywistości.
Wybierzmy siebie i swoje świadome życie, wolne od stresu. Czego sobie i Wam
życzę ;)
A
jakie są Wasze sposoby na stres?
Sylvet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz